Wracam do Was z kontynuacją historii z nowym zawodnikiem na pokładzie. Pierwszą jej część możecie zobaczyć TUTAJ
Ostrzeżenie: wpis jest brutalnie szczery. Osoby wrażliwe uprasza się o opuszczenie lokalu.
A jak było tym razem? Po pierwsze bardzo gorąco. Po drugie była to moja pierwsza sesja noworodkowa w plenerze. Do tej pory nie miałam po prostu okazji fotografować maluszków na świeżym powietrzu ze względu na pogodę i kruchość tych małych istot. Asia jednak nie miała obaw i koniecznie chciała wykorzystać piękną pogodę.
I tutaj mogłabym skoczyć opowieść… bo sesja okazała się ogromnym wyzwaniem. Starsza siostra Basia, która na pierwszej sesji fantastycznie współpracowała, na tej z bratem przechodziła przez różne stany emocjonalne. Wkurzał ją jeszcze fakt, że nie może wejść do wody. O ja głupia ciotka zabrałam dziecko w miejsce, gdzie wejście do wody jest zakazane! Rozstrojony był także pies, mając w poważaniu wszelkie nasze prośby i groźby. Do wody również wejść nie mógł, więc na otarcie łez po cichu wszamał ciastka…
Pozostała trójka: nówka Jasiek, tata Łukasz i mama Asia na szczęście nie dawała się we znaki i zachowywała, jak na zdjęcia rodzinne do ramki przystało 😉 W całym tym chaosie powstały więc kadry przeplatane prawdziwą codziennością. I za to kocham sesje lifestylowe najbardziej!
Ooooj pięknie jest! Jak zawsze! Wcale nie widać, żeby ktokolwiek miał jakiekolwiek foszki 😉 Cudnie!
Ale przyjemna kolorystyka tych zdjęć